czwartek, 18 sierpnia 2016

Leśna refleksja wieczorową porą.

Od początku lutego mieszkam w lesie. Żebyśmy się zrozumieli-nie obok lasu, ale w lesie.
Chodzę spać po zachodzie słońca i wstaję, gdy świt puka w okno, a ptasie trele nie pozwalają na leniwe zaleganie w łóżku. Jest prąd, ale nie ma bieżącej wody. Trzeba ją uciągnąć ze studni, żeby potem ją sobie podgrzać. Moim ogrzewaniem jest koza (taki mały piecyk), w której trzeba rozpalić wcześniej zebranym i porąbanym drewnem, żeby nie szczękać zębami w jesienne wieczory i zimowe poranki. Dla niektórych pewnie brzmi, jak horror. Dla mnie to czas prawdziwej sielanki. Mówię serio.


Herbata smakuje mi, jak nigdy. Deszcz stukający w dachówkę w nocy jest najlepszym środkiem nasennym. A poranny świergot ptaków, budzi lepiej niż alarm w telefonie.

Takie miejsca, i taki tryb życia nakłaniają też do innych refleksji. O tym, jak to my ludzie, nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy. I o tym, jak łatwo przychodzi nam niszczyć świat wokół.

-Pająk! Zabij! (No tak, w końcu Cię zje albo wpełznie do gardła i się udusisz. I na pewno planował zamach na Twoje życie od urodzenia.)

-O fe! Robal! Jaki brzydki! PAC! (Czyżby brzydota nie była wystarczającym powodem do morderstwa?)

-Mrówki! Głupie i wszędzie ich pełno! Zalej wrzątkiem z solą, bo się ruszyć tutaj nie da! (Czyli za jednym ruchem ręki wyniszcz kilka milionów istot, które dzień i noc walczą o czystość środowiska, bo Ci to nie pasuje.)

-Osa! Zaraz mnie użądli! AAAA ratunku! KLAP! (Bo brzydko bzyczy, i bzyczy za blisko twarzy. Wystarczy!)

I tak dalej, i tak dalej...
Sił mi brakuje, żeby tych przykładów mnożyć.

Robal? Dla mnie fascynujący twór natury :)

W moim dziestoletnim życiu osa użądliła mnie raz. Kiedy miałam lat sześć i odbierałam jej życie za pomocą klapki na muchy. Spadająca osa wbiła mi się prosto w dłoń...Była martwa, ale zrobiła coś, co dało mi nauczkę na całe życie. Wiem, że niektórych może to śmieszyć. Ale od tamtej chwili zrozumiałam, że to ja ponoszę odpowiedzialność, bo to ja zaatakowałam...

Można dostać piątkę w szkolę, bez napracowania się. Można dostać tróję na studiach, bez nauki do egzaminu. Można dostać podwyżkę w pracy, za donosicielstwo, bez konkretnych efektów, można wygrać fortunę w telewizyjnym czy też radiowym losowaniu ale...Ale szacunku "za nic" się nie dostanie.
Trzeba sobie na niego zasłużyć.

Dla mnie takim wyznacznikiem szacunku wobec drugiej osoby nie jest doświadczenie życiowe czy wiek, status społeczny i liczba zer na koncie bankowym. Stan cywilny, metka na ubraniu i tytuły też nie robią na mnie wrażenia. Nie mnie oceniać człowieka, przez pryzmat jego lęków i upodobań.
Ale mogę oceniać człowieka po tym, jaki ma stosunek do zwierząt i natury. 
Zwłaszcza, że pod tym względem, człowiek jest najgorszą kreaturą ze wszystkich.

To, co mnie tu teraz tak bardzo uderza to fakt, że ten gen zniszczenia, jest w nas mocno zakodowany.
Zamiast wsłuchiwać się w trele słowika, katujemy uszy muzyką techno. (Tak wiem, rytmiczna jest...)

Zamiast znaleźć opis danego owada, rozgniatamy go na podeszwie. Brzydki był. To żyć prawa nie miał.

Zamiast podnieść rzucony przez kogoś śmieć w lesie, to cmokamy z pogardą "co za czasy, co za ludzie!". Szkoda tylko, że te nasze westchnienia nie uratują życia wróblowi, który zahaczy się o wyrzuconą w krzaki żyłkę.

Stawiamy betonowe mury, oddzielając się od wielkiego i niebezpiecznego świata. Chociaż tym jedynym niebezpiecznym elementem jesteśmy my sami...

Myślałam kiedyś aby w Zwierzyńcu postawić porządny płot. Ale już dawno o tym nie myślę. Przelotne myśli "a co jak ktoś się tu dostanie i mi coś zrobi" zastąpiła długa lista niespodziewanych gości, którzy mnie od tego pomysłu odwiedli.

I tak, do ich grona mogę zaliczyć:

-Jeże (przecudowną parkę, która od zeszłego roku zaczęła pojawiać się regularnie)


-Sikory, które co roku wracają by mieć lęg w budce lub skalniaku


-Zające, które czasem się gubią, ale na koniec i tak się nawzajem odnajdują


- Bociany, które w sezonie obserwują nas ze swojej łąki


-Traszki, które na wiosnę zasiedlają studnię,


-Sarny, które wiedzą, że tu im nic nie grozi a i coś do skubnięcia zawsze się znajdzie


Nigdy nie dopraszałam się o ich towarzystwo. Pojawiają się znikąd, czasem na krótką chwilę, czasem zostają na dłużej. Pomimo swojej dzikości, ufają. Wiedzą, że na tym terenie żadna krzywda im nie grozi...Nawet komary i kleszcze niespecjalnie się mną interesują. Wyróżnienie czy obelga?

A sekret jest bardzo prosty.
Nie możesz zatracić w sobie dziecięcego zachwytu nad pięknem, które Cię otacza.
Musisz mieć świadomość, że nie wszystko jest Twoje na wyłączność.
Nie zapominaj o emaptii. Ona działa nie tylko w stosunku do ludzi.
I nie dopatruj się zagrożenia we wszystkim, co jest Ci nieznane.
Siła spokoju może więcej, niż myślisz.
Tyle wystarczy. By być szczęśliwym, doceniać życie, i żyć w harmonii nawet z komarem ;)

Mamy lato. Czyli wysyp nowego życia w całej swej potędze. I stąd moja prośba. Zanim rzucisz tym swoim butem, albo klepniesz packą na muchy, zastanów się czy musisz. Może przypomnisz sobie zachwyty nad marnymi robalami takiej jednej, dziwnej, co to w lesie mieszkała...I jeśli wtedy zadrży Ci ręka i choć to jedno istnienie ocalisz, będziesz Naprawdę Wielkim Człowiekiem.
A to wszystko do Ciebie wróci. Prędzej czy później. I dobre i złe.

Szlachetnym człowiekiem jest nie tylko ten, który nie krzywdzi, ale i ten, który może krzywdzić i nie czyni tego. 

Ludzie boją się tego, czego nie znają. A to czego się boją, niszczą. 

A na koniec jeszcze krótka lista pytań...

 Ile razy grubodziób nie chciał odlecieć z Twojej ręki?

 Ile razy zauważyłeś gniazdo rudzika, który gniazdo wije na ziemi, i które zniszczyć może Twój nieuważny krok?

 Ile razy podziwiałeś, jak wiele czasu poświęca mucha na swoją higienę, od stóp do głów?

 Ile razy przekabaciłeś wiewiórkę na zjedzenie orzecha wprost z ręki?

Jak często dzieliłeś lodówkę w postaci wiadra z zimną wodą, ze wspólokatorami? ;)

Życie jest naprawdę piękne. Trzeba tylko się rozejrzeć. :)


2 komentarze:

  1. Piękne. Obecnie mieszkam w mieście, ale uciekam w naturę kiedy tylko się da. Całkowicie popieram Twój punkt widzenia, a grubodziób skradł moje serce - nigdy takiego ptaka nie widziałam!
    Pozdrawiam,
    Gosia i Rocca
    psaurok.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny post! Sama niestety należę do osób, które boją się owadów, ale nie zabijam ich z tego powodu, a po prostu uciekam. Jak mogę pomóc ślimakowi, który wyszedł na ulicę to zrobię to i odłożę go gdzieś na trawkę. Nie pozwalam psu gonić kaczek czy innych ptaków, a jak idę z psem i widzę z daleka kota to staram się ominąć go tak, żeby nie musiał się stresować. Takie posty dają dużo do myślenia! Mieszkam w mieście i często brakuje mi jakieś odskoczni w postaci spaceru po lesie, po łące. Jednak mieszkanie w środku lasu to nie dla mnie! :D Podziwiam Cie i czekam na więcej postów z lasu. Grubodziób? Pierwszy raz widzę takiego ptaka, piękny jest. Jeśli chodzi o pytania to na jedno mogę odpowiedzieć. Często przyglądam się muchom, które usiadły niedaleko, i faktycznie bardzo dokładnie się czyszczą. :D

    Pozdrawiam
    with-astra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń