poniedziałek, 9 listopada 2015

Zwierzęta, pasożyty i my - fakty oraz mity.

W piątek miałam okazję uczestniczyć w szkoleniu "Techniki mikroskopowe stosowane w diagnostyce inwazji pasożytniczych u zwierząt domowych i egzotycznych", organizowanym przez Zakład Parazytologii Lekarskiej Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
Czego się dowiedziałam, czy było warto, i jak jakość wykonywanych w lecznicach testów diagnostycznych ma się do dzisiejszego stanu wiedzy oraz możliwości, postaram się streścić w dzisiejszym wpisie.

Na wstępie muszę trochę powzdychać. Do studenckich lat spędzonych na rysowaniu "tego czegoś", co powinnam znaleźć pod binokularem, wkuwaniu łacińskich nazw, ton bibliotecznych tomów z rycinami danych pasożytów i ich opisem w najdrobniejszych szczegółach...Dużo rzeczy mi od tamtego czasu uleciało. Ale właśnie to był jeden z powodów udziału w piątkowym spotkaniu.
Przypomnienie, odświeżenie i drążenie dalej.

Grupę uczestników stanowili przede wszystkim lekarze weterynarii, technicy oraz diagnostycy laboratoryjni.
Nic nie buduje bardziej, niż świadomość, że przedstawiciele różnych zawodów, chcą się kształcić-dla siebie, dla podniesienia wyników swojej pracy, jak i dla ogólnego poprawienia jakości poszczególnych jednostek-lecznic, gabinetów, ośrodków, placówek badawczych itd.

Niestety to wciąż za mało. Takie szkolenia jak to, powinny być o wiele bardziej dostępne, być może i obowiązkowe? Ciężko się słucha, gdy specjalista faszeruje zwierzaka 3 miesięczną kuracją lekową, bo pomylił włókno roślinne (które jest dość częstym elementem widocznym w rozmazie) z nicieniem itd.
Albo kiedy lekarz przepisuje tabletki odrobaczające dzieciom, ze względu na królika, który ma owsiki.
Dobre chęci wynikające z niewiedzy niestety najczęściej są tymi, które szkodzą najbardziej.

Z ciekawostek, które powinien wiedzieć KAŻDY:

  • 67% chomików ma tasiemca karłowatego, którym mogą się zarazić zarówno dzieci, jak i dorośli
  • owsiki królików są nieinwazyjne dla ludzi
  • psy miejskie są o wiele bardziej zarobaczone, niż "wiejskie burki"
  • wg badań w USA, 68% badanych zaraziło się toksoplazmozą spożywając surowe mięso; wyniki nie stwierdziły również korelacji pomiędzy posiadaniem kota a obecnością pasożyta u człowieka
  • do tej pory dr Jańczak natrafił na zarażonego kota, dopiero po przebadaniu 267-u kotów
  • w Polsce rodzi się 1/1000 dzieci zarażonych toksoplazmozą
  • pobierając odchody swojego zwierzęcia z gleby (do badania laboratoryjnego), staraj się zebrać śladową ilość ziemi, aby wykluczyć pomyłkę, którą mogłoby być oznaczenie nicieni wolnożyjących (tych w glebie, zupełnie nieszkodliwych), jako np płucne (które należy koniecznie zwalczać)


Dużo było o toksoplazmozie (dzięki prof. Elżbiecie Gołąb, którą polecam w kwestiach spornych, zwłaszcza jeśli czyjaś niewiedza może poważnie zaszkodzić kociakom), ale niestety niewiele o babeszjozie.
A przynajmniej mniej niż się spodziewałam. Ale nic to, źródeł wiedzy, w których można szukać jest mnóstwo, trzeba tylko CHCIEĆ :)

Na koniec jeszcze dodam kilka informacji związanych z toksoplazmozą, ze względu na dość głośną ostatnio
sprawę zrzucenia całej winy na koty przez pewien program telewizyjny.

Kot jest żywicielem, w którym pasożyt się przeobraża i zamyka swój cykl życiowy. Czy to wina kota?
Raczej natury. A jeśli już winić chcemy kota...to niestety okazuje się, że mamy mnóstwo środków zaradczych, dzięki którym pożyjemy w zdrowiu. Winić więc, możemy siebie za nieodpowiednie przestrzeganie zalecanych zasad higieny. A ludziom, którzy kotów szczerze nienawidzą, muszę przekazać smutną nowinę: brak kota w domu i otoczeniu nie chroni was przed  pasożytem. Za to jesteście w dość dużej grupie ryzyka, jeśli lubicie często zjeść tatara albo lubujecie się w długo dojrzewających wędlinach.



Załączam również tłumaczenie, które pochodzi z tego samego artykułu, co diagram prezentujący cykl życiowy pasożyta.


Żądnych wiedzy odsyłam do całego artykułu w wersji anglojęzycznej  TUTAJ

Jak pokazuje tabela, środowisko i spożywanie surowego mięsa jest o wiele bardziej
niebezpieczne niż bezpośredni kontakt z kotem...dlaczego więc tyle kobiet w ciąży tłumaczy decyzję wyrzucenia zwierzaka na bruk, dbałością o zdrowie nienarodzonego jeszcze dziecka, skoro to nie on
jest wcale głównym źródłem zagrożenia?

Dlaczego szkoły rodzenia, telewizja, prasa, lekarze czy inne źródła WIEDZY, nie mówią jak jest naprawdę?
A może przydałoby się po prostu szkolenie, które ludziom nie związanym z branżą medyczną, pokazało by
różne zagrożenia, obaliło mity a także pokazało alternatywy? Cóż, zamiast gdybać, warto działać.



5 komentarzy:

  1. Kiedy Janka przechodziła lambliozę, stałam się mistrzem w łapaniu kupy wprost do pojemniczka, żeby uniknąć kontaktu z glebą :D
    Moja sąsiadka, będąc w ciąży, zaraziła się toksoplazmozą... podczas robienia kotletów mielonych. Długo zajmie wygonienie ze społeczeństwa przesądów i okropnych nawyków dotyczących kotów i toksoplazmozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, pamiętam,że miałaś przeboje, a raczej biedna Janeczka! I niestety jeszcze długo ludzie będą myśleć, że to głaskanie kota jest groźne a nie mielone albo truskawka z ogródka... :(

      Usuń
  2. O matko, czyli jak miałam 4 chomiki syryjskie to jest duża szansa, że mogłam się zarazić tasiemcem karłowatym, ale opcja :D Bardzo ciekawa relacja. Żałuję ciut, że więcej o kotach niż o psach, ale i tak po przeczytaniu info o stopniu zarobaczenia miejskich burków tym bardziej będę mieć się na baczności. Chyba czas na odrobaczanie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panikować od razu nie trzeba, ale przebadać się nie zaszkodzi :P No też żałuję że o psach mało, ale wniosek jest taki, że i tak kontakt ze zwierzętami jest bezpieczniejszy niż z ludźmi ;) Zwłaszcza jeśli chodzi o pasożyty zewnętrzne...

      Usuń
  3. Wiedza niestety w społeczeństwie jest niewielka - co w zasadzie mnie nie dziwi. Przerażają mnie natomiast luki w wiedzy lekarzy ludzkiej medycyny i niektórych weterynarzy. Sama zajmuję się dość aktywnie gryzoniami- zwłaszcza szczurami. Wielokrotnie stykałam się z pytaniem, zwłaszcza zaniepokojonych kobiet w ciąży- pytały czy istnieje niebezpieczeństwo zarażeniem się od szczurów tokso, bo lekarz nie potrafił im jednoznacznie odpowiedzieć na tak podstawowe pytanie. Co rozsądniejsze pytały lekarzy weterynarii lub ludzi naukowo zajmujących się parazytologią, ale ciekawa jestem ile zwierzaków zostało oddanych lub porzuconych w zupełnie nieuzasadnionej panice (którą dobrze wykształcony lekarz mógł przecież zdusić w zarodku).

    OdpowiedzUsuń